wtorek, 31 sierpnia 2010

Suknia ślubna vol. 3 - zwycięstwo!

Nadzieja mnie opuściła po wczorajszej eskapadzie. Beznadziejne ekspedientki, tanie materiały, wysokie ceny, a do tego te okropne sukienki, wszystkie na jedno kopyto: byle więcej falban, halek, cekinów. Nie podoba mi się to. Może innym tak, mi nie.

Dziś, zachęcona dobrymi opiniami, wybrałam się do podszczecińskiego Pilchowa, gdzie znajduje się Pracownia Ślubna ( http://www.pracowniaslubna.eu/index.html ). Każda przyszła panna młoda poszukująca dobrego stylu, wysokiej jakości materiałów, miłej obsługi i przyjaznych portfelowi cen powinna się tam wybrać. Pani Marta (jak się okazało znajoma mojej dzielnej Armii Świadkowych z liceum nr VI) zaparzyła nam herbatę i zaczęła wypytywać jakie mam oczekiwania. O dziwo! nie zmarszczyła się, gdy powiedziałam, że myślę o krótkiej i klasycznej sukience. Po przymierzeniu i omówieniu kilku sukien, które nie były w moim stylu, ale za to były świetnie uszyte, pani Marta pokazała mi zdjęcie sukienki i powiedziała, że jest w stanie dla mnie taką uszyć. Oszalałam, bo to (po długich męczących rozmowach, przymiarkach i przekonywaniach AŚ) okazał się być mój idealny fason sukni.


Oczywiście trzeba uciąć ten dół i wszystko będzie dokładnie takie, jakie bym chciała. Klasyczna ołówkowa sukienka, z dość mocno wyciętymi plecami, eleganckie guziczki z tyłu. Będzie też mała niespodzianka, ale nie mogę mówić o wszystkim. Ten krój, sposób drapowania materiału i tzw. śmietankowy kolor są zdecydowanie dla mnie. I wszystko w granicach 1200 zł. Czy to nie piękne??

poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Suknia ślubna vol. 2

Tragedia. A raczej TRA-GE-DIA! Dziś kolejne popołudnie z Armią Świadkowych i moją mamą biegałyśmy po deszczowym Szczecinie w poszukiwaniu sukienki. 

Odwiedziłyśmy dwa kolejne sklepy: Anagra i Villa Mariage. Koszmar w jednym i w drugim. Wszystko poliestrowe, sztuczne koronki, masakryczne kroje. Ale to nic. W pierwszym sklepie oglądając się w lustrze byłam skrzętnie oświetlana lampą UV. Nie wiem po co? Żeby jeszcze bardziej podkreślić sztuczność bieli? Żebym się świeciła jak na taniej dyskotece? Pani ekspedientka (waga ciężka, w obcisłej bluzeczce i białych adidaskach) stwierdziła, że jestem niepoważna. Skoro organizuję wesele na 100 osób to w krótkiej sukience na pewno nie będzie mnie widać. W ogóle po 10 minutach ludzie zapomną, że to ja wzięłam ślub. Krótkie sukienki to się nosi na poprawiny. 

Z kolei w kolejnym sklepie pani ekspedientka chyba przyleciała do nas z odległej planety. Mniej więcej z tej samej co Lady Gaga. Nie wiem naprawdę, skąd te wszystkie babki się urwały. Pani nie rozumiała co to jest fason ołówkowy. A na koniec mierzenia kilku sukienek stwierdziła, że w sukience zwężanej w kolanach nie będę mogła się ruszać. No tak... bo w gorsecie i 48 halkach na kole będę mogła nawet skoczyć o tyczce. 



















Z moich marzeń czyli z tej klasycznej sukienki (D&G) pozostało niewiele. Dokładnie tyle. Nie będę miała długiej sukienki... Choćbym miała być wzięta za swoją świadkową. Nie rozumiem jak można całe życie chodzić w normalnych ciuchach i nagle zapragnąć, aby moje ubrania ciągnęły się po ziemi i świeciły niczym tandetna choinka bożonarodzeniowa. Eh. Tylko jedno ciśnie się na usta: Dziewczyny! Zabierzcie mnie z tego sklepu!

niedziela, 29 sierpnia 2010

Suknia ślubna vol. 1

A więc stało się. Dostąpiłam zaszczytu mojej pierwszej przymiarki sukien ślubnych. Wprawdzie ślub dopiero za rok, ale... ale... 

Warto zainteresować się sukniami na przełomie sezonów. A sezon dla sukien to rocznik. Nowe pojawiają się na przełomie października i listopada, co jednocześnie oznacza dużą obniżkę cen tych z poprzedniego sezonu. 

Suknie ślubne to dla mnie temat tragiczny. Zacznę może od słów członkini Armii Świadkowych. "Generalnie suknia ślubna jest super, dla kogoś z defektem figury. Za grube nogi ukryjesz pod bezą. Brak talii wynagrodzi mocno ściśnięty gorset. Małe piersi zastąpi wszyty stanik z poduszkami. Pełne ramiona ukryje się pod bolerkiem. Niska dziewczyna założy wysokie obcasy. I tak ich nie będzie widać pod toną halek." W tym miejscu zaczyna się problem dla dziewczyn bez problemów. Jestem dość foremną osobą. Nie za grube uda, może nie długa, ale wąska talia, piersi też symetryczne względem bioder. Może tyłek nieco za duży, ale niech będzie. Moja figura jest ok, jestem z niej zadowolona. Za to przestaję być w sukni ślubnej. Generalnie są one uszyte z wielu warstw jasnego materiału, który optycznie powiększa. Większość ma gorset, wymagają halki. Nieliczne są ciężkimi opadającymi materiałami, ładnie układającymi się na ciele, ale tyłek wtedy wygląda jak kometa. Koronki, falbanki, nawet tzw. "bandaże" dodają optycznie objętości figurze. 

W pierwszym salonie, który odwiedziłyśmy (ja oczywiście po 30 sekundach chciałam wyjść) spotkałyśmy niezwykle miłą obsługę. Salon Novia http://www.suknieslubne-novia.pl/ jest na szczecińskim Podzamczu. Klasa sama w sobie. Świetna ekspedientka, świetna przymierzalnia, duży wybór wysokogatunkowych materiałów, suknie są uszyte perfekcyjnie w najmniejszych szczegółach. Były nawet krótkie sukienki! Oferują poprawki, a nawet zmiany w fasonie (ja oczywiście zmuszona przez AŚ mierzyłam też długie sukienki i wszystkie chciałam uciąć na wysokości kolana, prócz tej powyżej)

Teraz wiem, że za pierwszym razem warto zmierzyć wiele sukni, żeby się przekonać w czym tak naprawdę dobrze wyglądamy. Na mierzenie sukien trzeba zabrać kogoś, kogo lubimy, ale od kogo możemy też oczekiwać szczerej opinii. Kolejne salony to była już kompletna porażka. Nie będę nawet podawała do nich adresów (powiem tylko nazwy i radzę omijać szerokim łukiem: Centrum Mody Ślubnej, Salon Ślubny Ladies i Arvena). Suknie były z poliestru! Koronki sztuczne, odlewane z plastiku! Obsługa fatalna (jak można sprzedawać suknie ślubne w dresie!?) Nie dało się tego założyć, bo gryzło! Bleah. Po ślubie z halki mogłabym sobie zrobić siatkę na tynk na elewacji.

Zasada jest taka. Jeśli salon wymaga umawiania się na przymiarkę to dobrze o nim świadczy. Wiemy, że mamy gwarancję ok. 1 godziny mierzenia z ekspedientką i nikt nie przyjdzie w tym czasie i nie będzie nerwowo patrzył na zegarek, poganiając nas. Nie wiem czy warto wcześniej oglądać suknie w internecie. Ciężko je jakoś dopasować do siebie. Dopiero założone na konkretną figurę dają ostateczny efekt. 

W poniedziałek i wtorek kolejne przymiarki.

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Alkohol.

Kupowanie alkoholu to po rezerwacji sali i szukaniu sukienki, chyba najtrudniejsza rzecz przed weselem. Nie tylko z powodu pieniędzy, które wyjdą rządkiem z portfela, ale też dlatego, że alkohol musi być wysokiej jakości, musi zaspokajać gusta gości i przy tym ładnie się prezentować.

Wódka... Oczywiście najpierw trzeba przetestować kilka marek i drogą eliminacji dojść do złotego środka. Wraz z Armią Świadkowych systematycznie próbowałyśmy różnych. Oceniałyśmy pod względem zapachu (nie może walić ziemniakami na sekundę po otwarciu), smak (czysty, nieduszący w gardle) i wielkość kaca następnego dnia. Na najwyższym poziomie zaprezentowała się Czysta Żołądkowa Gorzka De Luxe. (Pewnie, wolałabym Finlandię, bo to mój nr 1 pośród mocnych alkoholi, ale kto by mi za to zapłacił...). Faworyt wybrany. Cena jest świetna w stosunku do jakości.

Nie wszyscy będą pić wódkę. Trzeba pomyśleć o winie. Powinno być lekkie, bo ciężkie już będzie jedzenie (choć i tak staram się ułożyć sycące, ale nie obciążające żołądka menu), a przy tym musi pasować do potraw, które znajdą się na stole. Planuję głównie drób, więc pewnie będzie to wino białe półwytrawne i różowe półsłodkie do deserów. Chciałabym, żeby na stołach znalazła się też szczecińska Starka, bo to wybitny alkohol, niepowtarzalny, no i w 100% szczeciński. http://www.mmszczecin.pl/6011/2007/6/8/miliony-litrow-starki-w-piwnicy?districtChanged=true Tu znajdziecie informacje o Starce. (ostatnio nasz miejski polmos upadł, ale starka leży w podziemiach już od kilkudziesięciu lat, więc może coś się dla nas jeszcze ostanie).

Alkohol kupujemy w dużych ilościach, więc warto poświęcić poszukiwaniom trochę czasu. Znalazłam informację w internecie, że polskie wódki najlepiej kupować z zieloną banderolą, bo to wódka na eksport, ponoć lepsza. Nie wiem ile w tym prawdy. Piłam przedwczoraj z brązową banderolą mojego faworyta i niczego mu nie brakowało. Kolejną ważną rzeczą jest miejsce zakupu. Teoretycznie hurtownie mają najtaniej, jednak warto pojeździć po Makro, Selgrosie i Tesco, bo często mają promocje i wódka może być nawet kilka złotych tańsza! Zdarza się, że do wódki dodany jest drink w prezencie, czasem też litr soku. Warto popolować na promocje np. tuż po Sylwestrze, kiedy na magazynie zalega wiele litrów alkoholu. W hurtowniach często proponowane są rabaty ok 5% dla nowożeńców, jednak ja osobiście polecam sklepy wielkopowierzchniowe, mają najniższe ceny.

Kupno można rozłożyć na etapy, ponieważ alkohol ma długi okres przydatności do spożycia, jeśli mamy gdzie przetrzymywać butelki, to nie ma problemu. Czasami można się dogadać z restauracją (czy salą weselną), w której organizujemy weselę, że alkohol będziemy zwozić stopniowo, a oni nam go przechowają. Ważne jest też, aby za alkohol dostać fakturę, ponieważ organizator wesela musi dostać jej kopię. To z powodu przepisów sanitarnych: gdyby ktoś się zatruł organizator musi mieć dowód zakupu.

Co do alkoholu to na razie tyle... Wkrótce rozpoczynam wraz z Armią Świadkowych poszukiwanie sukienki. Będę relacjonować na bieżąco.

piątek, 13 sierpnia 2010

Sala. Czyli szukamy, marudzimy i podpisujemy dobrą umowę.

13 w piątek podpisałam umowę na salę. Od dziś jestem Zamawiąjącym :-) Ale od początku.

Najpierw powstała idea, aby nasze wesele uczynić choć trochę morskim, żeglarskim... marynistycznym. Połączyły nas żagle i bardzo chcieliśmy to podkreślić. Marzeniem było wesele nad Jeziorem Dąbskim, bo tu zaczęła się nasza przygoda, myśleliśmy o organizacji tu: http://www.marinahotele.pl/index.php?option=com_joomgallery&func=viewcategory&catid=1&Itemid=6&lang=pl Byłam na rozmowie z kucharzo-menedżerem. Po bardzo profesjonalnej pogawędce, ustaleniu cennika (150zł/ osobę z alkoholem), menu i warunków umowy miły pan poinformował mnie, że w przyszłym roku wesele będzie organizował syn właściciela i że cały lokal przejdzie gruntowny remont. Trochę mnie to zbiło z tropu... A co jeśli w połowie remontu okaże się, że syn jednak nie bierze ślubu. Albo co gorsza wyremontowany lokal nie będzie bajeczny, ale zupełnie beznadziejny. Ta opcja wydawała się kupowaniem kota w worku. A szkoda, bo widok na wodę, przystań i kościół w Dąbiu jest przecudowny.

Kolejną opcją była restauracja Jachtowa http://www.slub.szczecin.pl/uslugi/lokale/jachtowa/index.html nad Odrą (czy Regalicą...), z tarasem tuż nad nurtem rzeki w dość malowniczej (aczkolwiek nieco niebezpiecznej) dzielnicy Szczecina. Wychowywałam się tam, więc dla mnie nie ma problemu ze złą sławą tego miejsca. Wizja wesela w tym miejscu mnie oszołomiła. Obok jest Marina Gocław, widok na Odrę i zalesione kanały. Tylko ta sala... okropnie staroświecka, trochę zaniedbana i jakby śmierdziało tam stęchlizną. Ale byłam już gotowa na 145zł za osobę bez alkoholu... 

... gdyby nie fakt, że ostatnią możliwością była Kantyna Portowa. http://www.kantynaportowa.pl/pl/show/page/id/35 To nowa (i nowoczesna!) restauracja z piękną salą weselną. Budynek znajduje się w Zarządzie Portu tuż przy Wolnej Strefie Cłowej, gdzie rozładowuje się ogromne kontenerowce i gdzie (właśnie dziś też!) cumują bajkowe pasażerowce o śnieżnobiałych pokładach, potężnych radarach i niesamowitych gabarytach. Wokół Kantyny stoją poniemieckie budynki z czerwonej cegły otoczone zielenią drzew i trawników. Większość to firmy morskie lub spedycyjne. Panuje tam niezwykły klimat życia portowego. Jednak to, co dało mi motywację do podpisania umowy to wygląd sali. Jest nowa, bardzo klasyczna i minimalistyczna, bez zbędnych drapowań i dekoracji. Daje możliwość własnej aranżacji (tak, tak... razem ze świadkową i jej armią wszystko obwieszę stateczkami i muszelkami). Nowa biała, kanciasta zastawa, ładne kieliszki, piękne bukiety kwiatów, świeczniki, świetny parkiet podświetlany od dołu... Budynek był dawniej użytkowym pomieszczeniem na terenie portu, więc jest bardzo przestrzenny. Jednak to co jest w nim najlepsze to fakt, że jako całość stanowi zgraną estetycznie bryłę. Nie jest tak, że tylko sala weselna wygląda dobrze. Wszystko wygląda dobrze! Wprawdzie nie ma widoku na wodę, ale rekompensują mi to ogromne okna na sali, no i klimatyzacja. 

Po obejrzeniu sali z Justyną (kolejna z armii świadkowych) zdecydowałam, że czas najwyższy na podpisanie umowy. Przyznam, że podjęcie tej decyzji daje mi +10 punktów do dorosłości. Dzień wcześniej przywiozłam kopię umowy do domu i pokazałam rodzinnemu prawnikowi, aby zerknął profesjonalnym okiem. Okazało się, że tylko jedna niewielka rzecz budzi wątpliwość. Następnego dnia pojechałam do świadkowej-ekonomisty, która zerknęła kolejnym profesjonalnym okiem. Najważniejsze jest kilka elementów: 
1. Jaki procent całej sumy stanowi zadatek (nie więcej niż 20%), kiedy trzeba zapłacić resztę (za zwyczaj 50% przed weselem, resztę po)
2. Wszystko za co płacimy MUSI być w umowie. W moim wypadku cena za gościa 139zł, korkowe 10zł (cena schłodzenia, otwarcia i podania 0,5l wódki 0,7 wina) oraz 5zł za każde obicie krzesła.
3. W umowie powinno być napisane o ile % organizator może podnieść cenę (nie więcej niż 10% - nie wiadomo ile za rok będą kosztowały warzywa...)
4. Menu powinno stanowić załącznik do umowy, ustala się je na ok. 1 miesiąc przed weselem.
5. Na ile wcześniej musimy podać ostateczną listę gości (ok. 1 miesiąc)
6. No i najważniejsze! Czy istnieje ewentualność rezygnacji z usługi, czy zostanie nam zwrócony zadatek i na ile przed weselem możemy to zrobić (w moim wypadku 60 dni).

Oczywiście należy czytać całą umowę, najlepiej poprosić o nią wcześniej i na spokojnie przejrzeć w domu nad herbatą (piwem...).

Najważniejszą część mam za sobą i jestem zadowolona. 

W następnym odcinku: w poszukiwaniu kaca czyli wybór wódki.

środa, 11 sierpnia 2010

Zaczynamy zabawę. Konfrontacja marzeń i rzeczywistości.

To będzie blog ślubny, ale nie znajdziesz tu zwierzeń jak bardzo kocham mojego narzeczonego i jak bardzo czekam na ten magiczny moment w moim życiu. Nie organizuję wesela na 200 osób. Nie przyjadę do kościoła białym mercedesem. Nie będę wypuszczała białych gołębi. Nie będzie też sentymentalnego użalania się nad ilością krynolin na mojej sukni. Nie będzie piętrowego tortu. Nie będzie oczepin. Nie będzie przeciągania jajek przez męskie nogawki. Nie będzie macania kolan panny młodej. Nie będzie wodzireja. Nie będzie nawet kapeli z obowiązkowym keyboardem!

Czy taki ślub może w ogóle się udać? Bardzo mocno w to wierzę!

Na blogu chcę pisać o tym, co para młoda musi wiedzieć podczas organizacji ślubu i wesela. Będę pisać o wszystkim, o najmniejszych szczegółach i o wielkich sprawach. Zrobię listę "to do", terminarz, postaram się przeprowadzić kalkulację kosztów, więc nie będę unikała cen i ocen. 

Ślub organizuję w Szczecinie w sierpniu lub wrześniu 2011 roku. Zamierzam zaprosić 75 gości. To chyba dwie najważniejsze informacje. Jestem obecnie na etapie poszukiwań sali. O tym w kolejnym poście.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...