czwartek, 15 grudnia 2011

Fryzura, czyli pochwała prostoty.

Od momentu kiedy się zdecydowałam na wesele dokładnie wiedziałam jaką chcę mieć fryzurę i oczywiście na ślubie skończyłam w zupełnie innej.

Zawsze nosiłam długie włosy, mam grube i gęste, a do tego podatne na układanie, więc wprost idealne do wyczarowania skomplikowanego upięcia z mnóstwem bajerów. Tyle że ja takich fryzur nie lubię i wręcz się z nich śmieję. Panny młode, które kończą z gniazdem i pejsami są dla mnie obiektem żartów. 

Loczki
Pejsiki
Loczkom, kwiatuszkom, perełkom, pejsikom i innym dziwnym rzeczom na głowie mówię zdecydowane nie. Pewnie nie zdziwi Was, że znów inspiracją były dla mnie lata 40 i 50, czyli prostota i elegancja oraz oszczędność w formie. Marzyłam o tzw. donucie:

Kok donut
Kok donut
Z moja fryzjerką znamy się od wielu lat. To ona obcięła mi moje dredy, to ona pierwszy raz farbowała mi włosy i to ona pomogła mi je zapuścić. Kiedy jej powiedziałam o moim pomyśle poprosiła, abym zdała się na jej gust. Zrobiła mi zupełnie inną fryzurę, jednak o wiele piękniejszą i bardziej efektowną niż mogłam się spodziewać.
Najpierw wyprostowała mi włosy. Paznokcie zdążyły wyschnąć.

Ustaliłyśmy gdzie ma być przedziałek.

Potem dokładnie mnie natapirowała. Mogłam tak iść do ślubu!

Potem stworzyła bazę z natapirowanego koczka...

... do którego podpinała kolejne pasma.

Kilka ostatnich wsuwek. Miałam wrażenie, że wbija mi je w mózg!

Tona lakieru, żeby wszystko zostało na miejscu przez wiele godzin.

I efekt końcowy.



Rady fryzjerskie dla panny młodej:

1. Nie przesadź z upięciem. Oszczędź gościom tragedii i zrezygnuj z upięcia, w którym mógłby zamieszkać bocian. Jeśli lubisz wymyślne fryzury postaw na efektowny dodatek np. kwiat, który w czasie dzikich tańców będziesz mogła wypiąć.

2. Wybierz się na czesanie próbne dopiero tydzień przed ślubem. Włosy rosną, zmieniają swoją strukturę. Próbne czesanie na kilka tygodni przed ślubem nie ma sensu, bo efekt może okazać się zupełnie inny, a fryzjer zdąży zapomnieć, jak wykonał fryzurę.

3. Jeśli możesz to udaj się do zaufanego fryzjera, który zna Twój charakter. Opowiedz mu dokładnie o sukni, makijażu i dodatkach. Jeśli sama nie masz pomysłu na fryzurę, pooglądaj katalogi i zainspiruj się czymś, co Ci się podoba.

4. Jeśli nie masz pomysłu na fryzurę klasyka zawsze może Cię uratować. Zdecyduj się na prostego koka "banana", który wygląda ładnie zarówno sam, z welonem, jak i z delikatnymi ozdobami.

wtorek, 13 grudnia 2011

Makijaż ślubny czyli walka z samą sobą. Moje porady.

Nie jestem profesjonalną wizażystką, ale znam dobrze swoją twarz, jej wady i zalety. Maluję się już od dobrych kilku lat, bardzo lubię podkreślać moją urodę dobrze dobranym makijażem, za który uważam ten z lat 40 i 50.
Veronica Lake - Wikipedia
Marilyn Monroe - http://marilynmonroequotesz.com/
Audrey Hepburn - http://www.artistdaily.com/

Moja sukienka sprawiła, że makijaż w takim stylu nie wyglądał teatralnie, dlatego zdecydowanie uparłam się na to by mieć kreskę, mocno podkreślone rzęsy i brwi i nieodłączne czerwone usta. Noszę taki makijaż na co dzień, więc wiedziałam, że nie będę się w nim czuła, jakbym była przebrana. Pomyślicie sobie: "o czym tu pisać?"

Ano jest o czym. Moja mama bardzo chciała mi sprawić prezent i podpowiedziała, abym pochodziła na makijaże próbne, bo bardzo chciała ufundować mi makijaż w dniu ślubu. Nie robiłam tego z wielkim entuzjazmem, ale wiedziałam, że robię mamie przyjemność. Pierwszą makijażystkę poleciła mi moja kosmetyczka. Poszłam do niej wyposażona w zdjęcia i dokładny opis tego, co chciałabym osiągnąć. Niestety, wyszłam z twarzą wyglądającą jak pomarańcza, a efekt ogólny sprawił, że od razu mogłam wskoczyć w lateksowe ciuszki i pojechać na autostradę... Drugą makijażystkę odwiedziłam z polecenia mamy. Tu efekt był zupełnie odwrotny. Kiedy po 45 malowania minutach spojrzałam w lustro miałam wrażenie, że nie mam w ogóle makijażu i to nie dlatego, że był taki idealny. Jego naprawdę tam nie było!

Zrezygnowana uprałam się, że makijaż zrobię sama i tylko przypadek zdecydował o tym, że moim makijażem zajęły się cudze dłonie. Na kilka miesięcy przed ślubem chodziłam raz na tydzień, raz na dwa do solarium, w którym pracuje makijażystka oraz właścicielka drogerii Miss Cheri, w której moja mama otrzymała za zakupy bon na darmowy makijaż. Szkoda nam było, aby się zmarnował, więc niechętnie, ale poszłam. I ku memu wielkiemu zaskoczeniu pani Laura Wojtys okazała100% profesjonalistką, która do zadania podeszła z wielkim entuzjazmem, gdyż jej ulubiona epoka w makijażu to właśnie przełom lat 40 i 50. Zanim zaczęła wykonywać makijaż długo ze mną rozmawiała, zastanawiała się nad kolorami, pytała o typ cery. Efekt mnie oszołomił i stwierdziłam, że to właśnie ona zajmie się mną w dniu ślubu.

Moje rady makijażowe dla przyszłych panien młodych:

1. Jeśli nie robicie makijażu same to wykonajcie najpierw próbę u wizażystki, która będzie Was malowała. Nic tak nie boli jak maska na twarzy w tym najpiękniejszym dniu.

2. Powiedzcie makijażystce o sukni ślubnej, o dodatkach, o kolorze kwiatów w wiązance, aby nie skończyć z czerwonymi różami i błękitnymi powiekami. Makijaż powinien podkreślać Waszą urodę, a nie ją przysłaniać.

3. Do makijażystki warto udać się ze zdjęciem lub opisem makijażu, w którym się dobrze czujecie.

4. Nie kombinujcie! Jeśli na co dzień nie nosicie mocnego makijażu to nie przesadzajcie z nim także w dniu ślubu, ponieważ przybyli goście mogą Was nie rozpoznać!

Drogeria Miss Cheri w Galerii Welecka w Mierzynie k. Szczecina
makijaż Laura Wojtys







czwartek, 1 grudnia 2011

Ś jak ślub Wedding Planner

Ś jak ślub Wedding Planner to firma, do której trafiłam przez Pracownię Ślubną, w której szyłam moją sukienkę. I to był klucz do sukcesu! Pani Marta Paszyńska-Olejniczak to kobieta z niesamowitym wyczuciem smaku i bardzo wysoką kulturą osobistą. Najpierw doradzała mi w kwestii sukienki, która była dość nietypowa. Potem zdecydowałam się skorzystać z jej pomocy przy organizacji ślubu.

www.sjakslub.pl 

www.sjakslub.pl

Jeśli szukacie kogoś, kto pomoże przy doborze dekoracji na weselu, ale też w kościele moja rada brzmi: oglądajcie dużo zdjęć w magazynach i w internecie. Będą one dla Was inspiracją i wzorem, które możecie pokazać organizatorce ślubu. Każdy ma inny gust, jeśli nie jesteście pewne jak ma wyglądać Wasze wesele zabierzcie ze sobą wiele zdjęć. Dobra weddingplannerka opowie Wam jak będą się ze sobą komponowały różne elementy, jakie kwiaty są dostępne o danej porze roku, które kolory będą pasowały do sali i jak udekorować salę, aby wesele nie przypominało kinderbalu. Macie swój gust i wiecie co Wam się podoba a co nie. Umiejętność wyrażenia swojej opinii i przekazanie jej organizatorce to najważniejsza sprawa przed ślubem. 

www.sjakslub.pl

www.sjakslub.pl

Ja nie miałam konkretnego pomysłu, gorzej... Ja w ogóle nie chciałam wesela! Ale postanowiłam, że skoro już się podjęłam jego organizacji to chcę, żeby nie było kiczowatą imprezą. Wiedziałam, że wszystko będzie się kręciło wokół marynistyki i eleganckiej kolacji kapitańskiej. Pani Marta świetnie wyczuła ten klimat i zaproponowała mi swoje pomysły, tłumacząc przy tym na co warto uważać. Jej doświadczenie w tym biznesie jest niesamowite, co przełożyło się na eleganckie dekoracje, które przede wszystkim nie przeszkadzały weselnikom, a jedynie cieszyły ich oko. Nieskromnie powiem, że goście byli oczarowani wyglądem sali, więc najpewniej praca z Panią Martą była dla mnie kluczem do udanego wesela. 

Zapraszam na stronę Wedding Planner

środa, 9 listopada 2011

Kantyna Portowa: moja opinia.

We wrześniu tego roku organizowałam wesele w Kantynie Portowej i muszę powiedzieć, że jestem bardzo zadowolona. Termin rezerwowałam ponad rok wcześniej, chciałam wesele w sierpniu, ale nie było już w czym wybierać, więc lokal ma niezłe obłożenie. W międzyczasie pani menedżer, która się zajmowała moją sprawą odeszła, ale płynnie przeszłam pod skrzydła innego. Nie było żadnego problemu w kwestii szczegółów. Oczywiście nie jest tak, że lokal się wszystkiego domyśli. Trzeba jasno wcześniej komunikować swoje potrzeby. Pan Piotr Cieślak, który jest kierownikiem to bezproblemowy człowiek. 

www.kantynaportowa.pl
W cenie 139zł były: 4 ciepłe dania (wcześniej umawiamy godzinę podania, jednak nie było problemu, żeby w dniu wesela trochę te godziny poprzestawiać ze względu na półgodzinne spóźnienie) Pierwsze danie zaproponowane w menu mi nie odpowiadało i z kierownikiem wymyśliliśmy coś innego, było bardzo smaczne. Wielki bar szwedzki, z którego skorzystaliśmy właściwie dopiero na poprawinach, ponieważ ciepłe dania były pyszne i syte. Wszystko czego nie zjedliśmy zostało zapakowane i czekało do odbioru następnego dnia. W cenie był też tort z Cukierni Domowej (nie przepadam w ogóle za tortami, ale ten był smaczny). Dogadałam się bezpośrednio z panią cukiernik jak tort ma wyglądać - z tym też nie było żadnego problemu. Do tego dochodzi 10zł korkowego, ponieważ ja dostarczyłam własny alkohol. Przywiozłam go dzień wcześniej, w dniu wesela wódka była zmrożona, białe wino chłodne a czerwone w temperaturze pokojowej, czyli idealnie. Ja dodatkowo sobie wymyśliłam pokrowce na krzesła 5zł za sztukę.

www.katynaportowa.pl
Co jest bardzo miłe i rzadko spotykane w lokalach organizujących wesela to fakt, że Kantyna Portowa nie widzi problemu we współpracy z firmami zewnętrznymi. U mnie były Fontanny Czekoladowe, które dostały stoły, podłączenie do prądu, potem to co zostało czyli dwa kubełki czekolady i 3 butelki drinka z fontanny czekało na mnie w kuchni do odbioru dzień po weselu.

www.kantynaportowa.pl
Była też firma Wedding Planner, która zajmowała się dekoracją. Nie było żadnych problemów z montażem dekoracji. Pani dekorator umawiała się bezpośrednio z kierownikiem lokalu.

Kelnerzy szybko przynosili zimną wódkę, część była podawana w kubełkach z lodem. Cały czas obserwowali z boku stół, żeby szybko sprzątać brudne talerze. Jedzenie (prócz pierwszej zupy, ale się spóźniliśmy 30 min :P) było bardzo ciepłe i naprawdę wyjątkowo smaczne.

Naprawdę nie wiem czy jest coś co mogę skrytykować. Wiadomo, nikt nic za nas nie zrobi, więc trzeba dzwonić i pisać. Czasami nie dostawałam odpowiedzi na maile, ale po drugim zawsze odpowiedź była w ciągu dnia, dwóch. Z alkoholu nic nie zginęło, aż miałam wrażenie, że oni coś dołożyli! Wróciło dużo wina i jeszcze więcej wódki.

Polecam! Kantyna Portowa

Wesele było na ok. 90 osób w największej sali (chyba Kapitańskiej)

poniedziałek, 7 listopada 2011

Dekoracje ślubne z założenia marynistyczne.

Długo nie chciałam wesela, właściwie nie chciałam go do dnia ślubu. Dlaczego? Jednym z powodów były okropne dekoracje kościoła i sali, jakie musiałam oglądać na niejednym weselu. Brak gustu, kicz i bezsensowne dobieranie elementów, brak harmonii i okropne do niczego nie pasujące kolory. Z tym  kojarzą mi się ślubne dekoracje.

Wydawało mi się, że nie da się inaczej. Ale wystarczył spójny pomysł, kilka dłuższych chwil spędzonych nad doborem kwiatów i dodatków, które wydobyłyby nastrój wesela bez przytłaczania gości i pary młodej.

Kwiatem przewodnim była niebieska hortensja. Wystąpiła w bukietach, męskich butonierkach, w dekoracji samochodu oraz w dekoracjach na sali weselnej. Z założenia dekoracje miały nawiązywać do marynistyki, ponieważ z mężem jesteśmy żeglarzami, poznaliśmy się na regatach. Dlatego z przystani przywieźliśmy koła ratunkowe, które zamiast obrączek zawisły nad naszymi głowami oraz były poustawiane w całej sali, również na parkiecie. Kilka dni przed ślubem od rodziców pana młodego dostaliśmy przepiękny dzwon okrętowy, który zawisł za nami, na tle lejącego białego materiału i lampek, które dodały ciepła całemu pomieszczeniu. Dzwon posłużył jako alarm do toastów i sprawdził się w tej roli świetnie.

Winietki dla gości były przewiązane granatowymi i bordowymi wstążkami, które znalazły się też na krzesłach gości. Na każdego z weselników czekał malutki prezencik: pralina w kształcie muszli w woreczku z organzy. Zamiast tradycyjnych świeczników na stołach poustawiane były kule, wypełnione muszlami i wodą, po której pływały świeczki. Bukiety znalazły się w wysokich kielichach, przypominających te od martini. Ostatnim marynistycznym nawiązaniem był weselny nawigator podawany w lodzie w metalowych wiaderkach, czyli wódka Żołądkowa Gorzka De Luxe, która świetnie się spisała jako trunek weselny.

Dekoracjami zajęła się firma Wedding Planner, którą serdecznie polecam.












piątek, 4 listopada 2011

Tort ślubny - wersja ostateczna.

Pisałam już wcześniej TU o moim wymarzonym torcie i dlaczego będzie mi trudno osiągnąć taki efekt. Wciąż pozostaję przy zdaniu, że nie lubię tortów. Na potwierdzenie tego powiem, że nawet na własnym weselu nie zjadłam tortu (zrobiłam to dopiero na poprawinach...).

Nie było ani tortu bezowego ani tortu walizki. Był za to klasyczny, bardzo prosty w formie i smaku tort wykonany przez Cukiernię Domową. Na kilka tygodni przed planowanym weselem umówiłam się z panią cukiernik, z którą rozmawiałam na temat moich cukierniczych marzeń. Niestety, zostałam szybko ściągnięta na ziemię. Cukiernia ta niestety nie wykonuje tortów pokrywanych masą marcepanową, a ta była niezbędna, aby zrobić tort walizkę. Niezrażona postanowiłam iść w zaparte, ponieważ bardzo chciałam mieć tort "marynistyczny". Nadziewany rybą - pewnie to sobie pomyśleliście. Nie! Tort składał się z czekoladowych biszkoptów przekładanych śnieżnobiałą bitą śmietaną, a na wierzchu pojawiła się czekoladowa kotwica, której wzór był też na zaproszeniach, na alkoholu oraz na tablicy z rozsadzeniem gości. Tort był bardzo elegancki a do tego zaskakująco smaczny.

Jeśli kogoś interesują moje rady to polecam zaserwować gościom tort zaraz po pierwszym daniu, ponieważ wtedy wszyscy są jeszcze trzeźwi, rześcy i mają nieco miejsca w żołądkach, aby tortem się rozkoszować a nie napychać. Wszyscy byli bardzo zdziwieni, że tort pojawił się tak szybko czyli ok. godziny 21, ale dzień później wielu gości gratulowało mi tego pomysłu.






środa, 2 listopada 2011

Bukiet ślubny z hortensji.

Jeszcze kilka dni przed ślubem wydawało mi się, że do ołtarza pójdę z bukietem z białych róż typu avalanche. Nie przepadam z tymi kwiatami w bukietach, cieszą moje oko jedynie w ogrodach różanych. Bardzo chciałam mieć bukiet z białych, względnie kremowych tulipanów. Niestety wrzesień to nie jest ich pora i nawet jeśli florystka by je sprowadziła to nie dawała gwarancji, że będą one ładne i trwałe.

Już sama nie wiem jak wpadłam na pomysł hortensji. Chyba w internetowej czeluści ślubnych inspiracji wpadłam na zdjęcie ładnych niebieskich kwiatów. Uwielbiam ten kolor... taki mleczny atramentowy błękit. Kiedy w piątek przed ślubem pojechałam zobaczyć jakie kwiaty przyjechały z hurtowni oniemiałam przed wejściem. Cudowny kolor o intensywnej barwie! Te kwiaty  nie potrzebują niczego prócz dłoni, która będzie je trzymać. Ostatecznie bukiet dla mnie i dla pani świadek to były jedynie kule (większa i mniejsza) u dołu owinięte wstążką w kolorze mojej sukienki. Panowie dostali malutkie hortensje, które wpięli w butonierki. Kwiaty pojawiły się też na samochodzie, który przywiózł nas do kościoła oraz w połączeniu z eustomą dekoracjach na weselu.

Obawiałam się trwałości kwiatów, jednak zupełnie niepotrzebnie. Zarówno dekoracje jak i bukiety utrzymały się bardzo długo. Kwiaty na samochodzie zostały zamontowane ok. 9 rano, a więdnąć zaczęły dopiero ok. 20 wieczorem. Mój bukiet był jeszcze bardzo świeży, kiedy ok. północy rzucałam go wszystkim pannom. A dekoracje na sali weselnej były bardzo ładne jeszcze w poniedziałek. 


Bukiet z hortensji panny młodej i świadkowej.

Bukiecik z hortensji w butonierce.


Zarówno bukiet jak i dekoracje na samochodzie wykonała Kwiaciarnia Toscana, którą polecam z całego serca! Dekoracje na weselu wykonała pracownia Wedding Planner.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...